Wywiad, który ukazał się w miesięczniku Moja Harmonia Życia (nr 6/7 – lipiec/sierpień 2017), przeprowadzony ze mną przez red. naczelną, Annę Dolską. Czasopismo dostępne jest w salonach Empik, Relay, Inmedio i Ruch oraz do zamówienia bezpośrednio przez stronę internetową czasopisma. Autorką cudownych zdjęć z okładki oraz ze środka magazynu jest Katarzyna Stan ze Studio Marzeń.
- Co oznacza termin diet coaching?
To nazwa metody pracy z odżywianiem, odchudzaniem, akceptacją swojego ciała, nawykami żywieniowymi i przekonaniami, polegająca na odkrywaniu indywidualnych potrzeb i uwarunkowań w przestrzeni to umożliwiającej. Podstawowym założeniem metody jest to, że jedyny ekspert, który wie co, jak i kiedy jeść, znajduje się w Tobie. Moim zadaniem, jako diet coacha, jest stworzenie warunków stymulujących odkrywanie Wewnętrznego Eksperta, wsparcie merytoryczne, mentalne i towarzyszenie w procesie, jednak nie narzucam diet, restrykcji, nie podsuwam gotowych schematów, gdyż każdy człowiek jest absolutnie unikatową konstrukcją psychofizyczną. Jednym z celów diet coachingu jest gruntowne poznanie siebie w obszarze jedzeniowym, czego efektem jest zaufanie do siebie i intuicyjne odżywianie przez resztę życia.
- Dlaczego człowiek różni się tym od zwierząt, że zwierzęta jedzą, kiedy są głodne, a człowiek z innych przyczyn?
Chodzi o umysł ludzki ze zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Rozwinięcie tej zdolności u każdego, przeciętnego dorastającego człowieka prowadzi do stwarzania nowych pozornych przestrzeni, które nie istnieją w rzeczywistości, a jedynie w wyobraźni. Mam tu na myśli przeszłość i przyszłość. Istnieją one jedynie w formie konceptu i wyobrażenia, ale ponieważ w ogóle nie zdajemy sobie z tego sprawy, traktujemy je tak, jakby były rzeczywiste, jakby to, co sobie wyobrażamy o przyszłości albo przypominamy z przeszłości, działo się właśnie tu i teraz. I wówczas mózg wysyła do ciała sygnały w odpowiedzi nie na to, co się faktycznie dzieje, a na wyobrażenia, w które w myślach „odpływamy”. Dlatego ludzki organizm może domagać się zaspokojenia głodu albo zjedzenia czegoś słodkiego jako reakcja na stan emocjonalny wywołany myśleniem. Nasz mózg każdy rodzaj głodu (fizyczny, emocjonalny, głód wrażeń itp.) interpretuje tak samo – domaga się fizycznego pożywienia. Zwierzęta, dla których istnieje tylko chwila obecna i to, co się właśnie wydarza, nie doświadczają tego, co nie jest rzeczywiste – jedzą dokładnie wtedy, kiedy ich organizm naprawdę domaga się fizycznego pożywienia.
- Czy przyczyna otyłości leży w sferze psychicznej czy rodzaju spożywanego pożywienia?
To bardzo szeroki temat, a to, o co Pani pyta przenika się i wzajemnie na siebie wpływa. Wybór pożywienia nie jest tylko kwestią wiedzy o jedzeniu, czy nawet znajomości własnego organizmu. Bardzo często potrzeba czy ochota na określone produkty jest bezpośrednio sprzężona z emocjami i przeżyciami, które zachodzą w sferze psychiki. Na przykład wiedza o tym, że tłuszcz i cukier – główne składniki czekolady, tuczą, na nic się zda, kiedy czujemy silną potrzebę jej zjedzenia, gdy jest nam smutno. Wiele odczuwanych deficytów jest kompensowanych jedzeniem. Jedzenie to jeden z najszybszych i najłatwiej dostępnych sposobów zagłuszania emocji, których do siebie nie dopuszczamy lub boimy się przeżyć. Ten mechanizm poznajemy już jako dzieci, gdy w ramach nagrody, pociechy czy okazywania uczuć, otrzymujemy jedzenie. Kolejną, istotną rzeczą, która ma decydujący wpływ na dzisiejszą epidemię otyłości w krajach wysoko rozwiniętych jest przetworzone jedzenie, które ma tę właściwość, że uzależnia. Informacje szerzone przez autorytety z dziedziny odżywiania: dietetyków i lekarzy, wcale nie ułatwiają sprawy – pozostają oni pod wpływem przestarzałych wzorców myślenia o człowieku i powielają, dawno już zakwestionowaną przez najnowsze odkrycia, wiedzę. Tymczasem wyniki wielu obecnie prowadzonych badań udowadniają, że najodpowiedniejszym pożywieniem dla człowieka, pozwalającym zachować doskonałe zdrowie, długie życie i idealną wagę, są produkty roślinne nie poddane obróbce cieplnej, a więc wszystko to, co my, jako organizmy zwierzęce, zjedlibyśmy ze smakiem na surowo.
- Co ma wspólnego podświadomość/świadomość z odżywianiem?
Jak już wspominałam, żyjemy raczej w wyobrażeniach tworzonych przez umysł, niż w chwili obecnej, gdzie faktycznie toczy się życie. Gdybyśmy byli w 100% uważni i obecni, każda nasza reakcja byłaby świadomym działaniem, zawsze i wszędzie mielibyśmy możliwość wyboru i byłby on całkowicie wolny. Oznacza to, że napady głodu, kompulsywne jedzenie, ochota na słodycze itp. w ogóle by się nie pojawiały. Nie byłoby niczego, co sterowałoby naszymi zachowaniami jedzeniowymi, moglibyśmy wybrać sobie nawyki żywieniowe, które nam odpowiadają i zmieniać je bez wysiłku kiedy tylko i na jakie tylko chcemy. Moglibyśmy jeść zawsze tylko i wyłącznie dla przyjemności i nie odczuwać przy tym żadnego przymusu czy wyrzutów sumienia. Jednak oddając uważność stajemy się niemalże całkowicie sterowalni i podatni na manipulację. Nasz umysł nieświadomy stanowi ok. 95%, a to w nim mają swoje źródło wszystkie uwarunkowania, które nami kierują. Oznacza to, że zdecydowana większość naszych decyzji i imperatywów, w tym jedzeniowych, ma swoją historię we wcześniejszych doświadczeniach, których nie jesteśmy świadomi. Te historie to m.in. sposób odżywiania matki, kiedy była z nami w ciąży, wydarzenia z dzieciństwa, np. wspomniane już jedzenie w formie nagrody, wiedza przyswojona z zewnątrz, bezwiednie rejestrowany przez podświadomość przekaz w reklamach, różne skojarzenia i kotwice kojarzące stany uczuciowe z określonymi produktami spożywczymi itp. Kiedy nie jesteśmy uważni i w pełni świadomi danej chwili, nasz umysł nieświadomy przejmuje nad nami kontrolę i wybiera za nas, najczęściej nie to, co byśmy chcieli i nie to, co nam tak naprawdę służy. Krótko mówiąc, im mniej świadomi jesteśmy, tym więcej naszej wolności oddajemy i nawet tego nie jesteśmy świadomi.
- W Pani terapii ważną rolę odgrywają konie i koty. Jaką?
Zwierzęta były moimi nieocenionymi nauczycielami, dopóki nie rozwinęłam w sobie umiejętności dostrzegania siebie w innych ludziach. Konie na przykład mają umysł 3-letniego dziecka, ale empatia, szczerość, bezwarunkowość i obecność jest u nich na poziomie istoty oświeconej. Koty są w swym podejściu do świata bardzo do nich podobne. Konie i koty są absolutnie szczere, nieoceniające i adekwatne w swych reakcjach do tego, z czym wewnętrznie przychodzi człowiek. Oznacza to, że nie można ich zmanipulować, przekupić czy zmusić do chętnego obcowania z nami – one nie widzą masek, które przybieramy na co dzień, nie dają się nabrać na strategie, które przyjmujemy obcując z ludźmi. Ich stosunek do nas, to, czego z ich strony doświadczamy, jest czystą reakcją na to, kim w danym momencie jesteśmy. Obserwując ich reakcje na nas możemy w jednej chwili zmodyfikować swoje nastawienie i obserwować, jak natychmiast zmienia się reakcja zwierzęcia. Otrzymujemy w ten sposób błyskawiczny feedback i jeśli tylko jesteśmy zainteresowani i otwarci na to, co zwierzęta mają nam o nas do powiedzenia, doświadczamy cudownego wglądu i uświadomienia transformującego życie. Żadne zachowanie tych zwierząt nie jest przypadkowe, każda reakcja podczas obcowania z nimi daje nam informację o nas samych (nawet jeśli reakcją jest ignorowanie nas). Sesje i warsztaty w partnerstwie z końmi to jedna z najskuteczniejszych metod, jakie stosuję w swojej praktyce pracy z ludźmi nad rozwojem świadomości.
- Ma Pani do nich zupełnie inne podejście niż to, które stosuje się w hipoterapii. Na czym polega ta różnica?
Horse coaching, czy też praca w partnerstwie z końmi jest formą hipoterapii, jednak rozumienie tego pojęcia w Polsce jest mocno zawężone. Hipoterapia kojarzy się na ogół z jazdą na grzbiecie konia i z rehabilitacją psychofizyczną, gdzie koń jest narzędziem. Podejście, które ja stosuję, traktuje konia jako równorzędnego partnera, nauczyciela i terapeutę, który ma wiele do powiedzenia. Praca odbywa się z ziemi, polega na słuchaniu, obserwowaniu i doświadczaniu reakcji konia na nas samych. Dzieje się to w pełnym przepływie energetycznym pomiędzy koniem, człowiekiem, osobą prowadzącą proces i wszystkimi istotnymi czynnikami towarzyszącymi tej sytuacji, przy pełnej zgodzie wszystkich uczestników procesu (koń nie jest uwiązany, przymuszany, w każdej chwili może wybrać czy chce pozostać w procesie czy odejść). Najczęściej pracuję z moimi dwoma końmi i często obserwuję, że na początku sesji konie w ogóle nie mają ochoty przebywać blisko człowieka, a dopiero po wykonaniu wstępnej pracy wewnętrznej, wejściu w kontakt ze sobą i „przełączeniu się” z myślenia na odczuwanie, koń podejmuje decyzję, by wejść z nami w kontakt, podążać za nami albo wspierać poprzez dotykanie głową, kładzenie łba na ramieniu czy inne piękne formy kontaktu. To zawsze bardzo wzruszające i mocne doświadczenia, które wspierają wewnętrzny imperatyw człowieka do bycia autentycznym, a koniom dają możliwość realizowania ich naturalnych skłonności do okazywania empatii i niesienia pomocy. Obserwuję szczególne zaangażowanie koni w relację zwłaszcza wtedy, gdy człowiek i koń mieli podobną historię i podobne doświadczenia z przeszłości.
- Na czym polegają stosowane przez Panią metody terapeutycznie i w czym mają pomóc oprócz odchudzania?
Pracuję przede wszystkim nad poszerzaniem świadomości. Świadomość jest źródłem wszystkiego, czego doświadczamy na planie fizycznym. Nasze ciało jest odzwierciedleniem tego, co utrzymujemy w umyśle i w sercu – zarówno w kwestii kilogramów i wyglądu sylwetki, jak i wszelkich schorzeń, dolegliwości, alergii, ogólnego stanu zdrowia i odporności organizmu. Podobnie nasza sytuacja zawodowa, rodzinna, finansowa, ludzie i rzeczy dla nas istotne, zdarzenia pozornie losowe, a nawet stan zdrowia naszych bliskich i zwierząt odzwierciedlają aktualny stan naszej świadomości. Nasz Umysł (świadomy i nieświadomy) jest osią naszego własnego Wszechświata. Tematy z którymi przychodzą do mnie ludzie są jedynie pretekstem do odzyskania pełni siebie. Życie prowadzi nas różnymi drogami do Źródła, bo tylko w nim jest możliwa prawdziwa zmiana. Dla jednych taką drogą będzie kwestia wagi i stosunku do własnego ciała, dla innych zmaganie się z chorobą lub trudna sytuacja rodzinna. Tak naprawdę nieistotne jest jaki impuls sprawi, że zdecydujemy się na wejście w głąb siebie. Pracując u Źródła, wpływamy na wszystko, czego w życiu doświadczamy. Przypomina to kręgi rozchodzące się na wodzie od rzuconego kamienia. Stosuję wiele technik i metod, ale dobieram je wyłącznie intuicyjnie – pojawiają się w chwili, kiedy są potrzebne i odpowiednie. Nie skupiam się na zrealizowaniu jakiegoś programu terapeutycznego czy diet coachingowego, dawno odeszłam od wyuczonych schematów i gotowej metodologii. Czasem pracuję na jedzeniu, a czasem wyłania się zupełnie inny wątek, który okazuje się kluczowy dla całego procesu. Wszystko dzieje się samo, kiedy jestem w przepływie, wtedy staję się czystą Uważnością.
- Przestała Pani jeździć konno i przeszła na dietę wegańską. Co spowodowało te zmiany i jak one wpłynęły na Pani życie?
Nie jem mięsa od 16 roku życia, a weganizm wybrałam świadomie trzynaście lat później. Było to dla mnie łatwe, bo pewne produkty same „odpadły” z mojego jadłospisu, gdyż zwyczajnie przestały mi smakować. Podobnie rzecz się miała z jazdą konną, którą uprawiałam regularnie od 10 roku życia. Dwa lata temu poczułam wewnętrzny opór, by wsiadać na konia i w takiej, bądź co bądź, bardzo symbolicznej formie, dominować nad nim nie pozostawiając mu wyboru. Myślę, że w obu przypadkach była to konsekwencja poszerzenia świadomości – rozwijająca się empatia przejawiła się na planie fizycznym, nastąpiło to bezwysiłkowo, samo z siebie, nie wymagało ode mnie użycia siły woli, a jedynie podążania za tym, co czuję. Mogłam się temu poddać dzięki zaufaniu do samej siebie, które wybrałam stawiać na pierwszym miejscu, ponad utartymi schematami i oczekiwaniami społecznymi. Dzięki temu pozostaję w zgodzie ze sobą i nie spotykam się z oporem z zewnątrz, który jest zawsze projekcją własnych wątpliwości. Poddanie się wewnętrznemu przewodnictwu zwykle wiąże się z odstąpieniem od tego, co do tej pory o sobie utrzymywaliśmy i do czego przyzwyczailiśmy się przez lata życia według narzuconych, społecznych norm i reguł. Nie do opisania jest ulga i radość, która pojawia się za każdym razem, kiedy w końcu puszczamy to, czego się kurczowo trzymaliśmy i zaczynamy płynąć z falą.
- Postrzega Pani człowieka jako CUD. Nasza gazeta też kieruje się zasadą holistycznego postrzegania człowieka dzieląc go na: ciało, umysł i duszę. A da się inaczej?
Głęboko czuję, że jakiekolwiek wyodrębnianie człowieka z całości, jaką tworzy ze Wszechświatem, zawsze wiąże się z cierpieniem i poczuciem bezsilności o różnym stopniu natężenia. Jesteśmy czymś więcej, niż ciałem, umysłem i duszą. Ten czwarty wymiar to osadzenie, w którym się zawieramy, coś trudnego do uchwycenia, a zarazem bliższego, niż nasz własny oddech. Trudno to wyrazić w słowach, ale każdy z nas miał przynajmniej raz poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu, niczego nie brakuje, wszystko jest dokładnie takie, jakie być powinno, że nic nie może nas w takiej chwili zaskoczyć. To poczucie doskonałej harmonii ze wszystkim uwzględnia właśnie ten czwarty aspekt naszego jestestwa – sprawia, że czujemy się połączeni z tym wszystkim, co normalnie postrzegamy jako naszą przeciwwagę, jako to, co na zewnątrz, to, na co nie mamy wpływu i wobec czego istniejemy. Integracja wszystkich tych czterech obszarów w świadomości nazywana jest zapewne przez buddystów oświeceniem. Czy są inne aspekty i obszary poznania nas samych? To bardzo prawdopodobne. Jesteśmy w stanie poznać siebie samych na tyle, na ile w danym momencie jesteśmy gotowi, również jako gatunek ludzki podlegający uniwersalnej, zbiorowej nieświadomości, a granice poznania wciąż się poszerzają.
Komentarze