Zacznijmy od definicji uzależnienia, którą przyjmuję na potrzeby tego artykułu. Jest ona szeroka i pojemna, skonstruowana na wysokim poziomie ogólności i uniwersalności.
Uzależnieniem będzie każdy stan, w którym nie ma poczucia samowystarczalności, za to występuje zależność od czegoś zewnętrznego, czegoś, co jest poza JA. To stan, w którym fundamenty JA nie są wyłącznie tworzone od wewnątrz (100% kontroli, 100% mocy, 100% wolnej woli). O JA stanowią wówczas także rzeczy, na które nie mamy wpływu, a więc JA jest niestabilne, wciąż zagrożone i zależne.
Przykładami tak rozumianego uzależnienia będą m.in.:
• uzależnianie swojej samooceny i poczucia wartości od:
opinii innych,
rezultatów i efektów,
porównania siebie z innymi w jakimś obszarze,
własnych wyobrażeń na temat tego jaki POWINIENEM być
• nałogi
(np. palenie, alkohol, jedzenie, narkotyki i środki psychoaktywne itp.)
Stanowią kompensację dla stanu bycia, jakby samo bycie było nie do zniesienia. To taki „towarzysz” z zewnątrz subiektywnie postrzegany jako część JA, którego podstawową funkcją jest umożliwienie „stabilnego” trwania w tym i z tym, z czym się jest (a co jest nie do zniesienia), w poczuciu „pozornej” niezależności.
• uzależnienie od roli
(np. „rodzica”, „dziecka”, „ofiary”)
„Rodzic” będzie miał potrzebę kontroli i przyjmowania większej odpowiedzialności (tym samym odbierania odpowiedzialności innym członkom systemu – przeczytaj o uwięzieniu w roli).
„Dziecko” w tym rozumieniu będzie potrzebowało opiekuna, kogoś, kto się nim zajmie, kto podejmie decyzje, kto przejmie odpowiedzialność, kto „uratuje” z każdej opresji. Poczucie braku samowystarczalności może być artykułowane i być elementem świadomej tożsamości. Przykłady przekroczenia tego uzależnienia znaleźć można w historiach transformacji osób „słabych”, które w ekstremalnych okolicznościach, zdane same na siebie, odnajdują swoją wewnętrzną siłę.
„Ofiara” będzie świadomie i podświadomie poszukiwała kontekstów, które dadzą jej współczucie innych (np. będzie chorować przewlekle, będzie „brała sobie zbyt wiele na głowę”, będzie trwać w toksycznych relacjach lub otaczać się ludźmi chorymi, którzy ją „wykańczają”).
• uzależnienie od „przedmiotu”…
… któremu nadaliśmy znaczenie. To każdy „przedmiot” ze świata zewnętrznego, którego utrata spowoduje poczucie „utraty części siebie”. Może to być rzecz o znaczeniu sentymentalnym (np. pamiątka po kimś), amulet, miejsce, ale też człowiek lub zwierzę, od którego bytu uzależniamy swoje poczucie siebie.
• uzależnienie od atrybutów, np.:
statusu majątkowego (tak wysokiego, jak niskiego),
statusu społecznego (wybrzmiewają, gdy następuje utrata statusu osoby pracującej po przejściu na emeryturę, utrata statusu osoby poważanej po ujawnieniu skandalu, utrata statusu matki po wyprowadzce z domu dziecka, brak wypracowanego statusu w nowym środowisku = lęk przed zmianą otoczenia itp.),
elementów wizerunku fizycznego (mogą przejawiać się jako obsesje, np. „nie wyjdę z domu bez makijażu”),
itd.
To zaledwie kilka mniej lub bardziej oczywistych przykładów, które mają uświadomić ogrom zależności, w których nieświadomie trwamy sądząc, że jesteśmy wolni. Wspólnym mianownikiem wszystkich uzależnień (tych, które wymieniłam i tych, o których możesz za chwilę pomyśleć) jest to, że utrata przedmiotu uzależnienia wiąże się automatycznie z dojmującym poczuciem braku, który mniej lub bardziej narusza strukturę JA, czasem rozbija zupełnie tożsamość, a czasem domaga się szybkiej rekompensaty kolejnym elementem z zewnątrz (np. osoby, które „rzuciły palenie” zaczynają jeść, jedna negatywna opinia obniżająca poczucie własnej wartości zaprowadzi Cię na shopping, „rodzic” tracąc kontrolę zachoruje, a stratę bliskiej osoby utopisz w alkoholu).
Ponadto będąc uzależnionym od „czegoś z zewnątrz” żyjesz w ciągłym podświadomym lęku, że to stracisz. Jest tak, ponieważ wszystko na tym świecie przemija, a ty w głębi doskonale o tym wiesz.
Twoje życie nie musi być ani pełne cierpienia w związku ze stratą, ani nie musi się przerodzić w sztukę porzucania. Zawsze jest trzecie wyjście.
Powyższy rysunek ukazuje pewną całość, którą JESTEŚ (np. całość = ja, Dominika). Nie będąc ŚWIADOMA w pełni swojej całości pojawia się POCZUCIE braku u samych fundamentów JA (wycinek koła zakreślony na fioletowo). W związku z tym, że funkcjonować mogę jedynie jako całość, przyciągam coś z zewnątrz, co rekompensuje „brakujący” fragment. Teraz mogę funkcjonować jako całość, jednak kosztem własnej wolności w tym obszarze (lęk przed utratą tego, co nie moje, kruchość tego, co nie moje, niemożność kontroli tego, co nie moje, nieznajomość natury tego, co nie moje).
Tu zwykle zaczyna się moja rola jako terapeuty – umożliwienie odpowiedzi na pytanie:
ZAMIAST CZEGO pojawiło się tak rozumiane uzależnienie?
Trzecią drogą, którą proponuję, jest „odbudowanie” lub odkrycie W SOBIE „brakującego” fragmentu, dzięki czemu całość się dopełni od środka i nie będzie miejsca/potrzeby na elementy z zewnątrz, nastąpi samoistne wygaśnięcie uzależnienia.
Uzależnienie jest więc kolejnym cudownym punktem zaczepienia prowadzącym do rozwoju świadomości (jeśli zechcesz).
Przeczytaj także o innych technikach rozwoju świadomości.
A co z techniką, którą posługujemy się w pracy z uzależnieniem?
Jak odbudować i odnaleźć w sobie brakujący element? Jak z nim samodzielnie pracować? I tak np. lubię książki, mijam po drodze gdzieś tam księgarnie, wchodzę do nich i kupuję kolejne pozycje odkładane na półkę. Już mam wiele tego, a wciąż zaglądam do księgarni. Jakiś zły nawyk i co dalej? Co z nim zrobić? Omijać księgarnie łukiem? Usiąść i medytować nad swoim nawykiem? Skąd się wziął? Porozmawiać z nim? Czy coś innego zrobić? Co Ty proponujesz do samodzielnej pracy nad sobą?
Aniu, w mojej opinii nie ma złotego, uniwersalnego środka łączącego bezpośrednio problem uzależnienia i jego rozwiązanie. To pewien temat, którym można się zająć bezpośrednio, gdy „pali” lub dojść do rozwiązania okrężną drogą, podejmując się pracy nad innymi aspektami, które akurat w tym momencie „palą”. Tak jak napisałam, tu zaczyna się moja praca jako terapeuty towarzyszącego w procesie rozwoju świadomości. Do samodzielnej pracy polecam podejmować te tematy, które przychodzą i „proszą się” o „uzdrowienie” już, natychmiast. Być może moja odpowiedź nie wydaje się jasna, ale obiecuję napisać na ten temat wkrótce obszerniejszy artykuł. Kluczem jest zrozumienie, że stanowimy całość i wszystko wpływa na wszystko.